Śmierć nigdy nie jest idealna, zawsze Ci żyjący mają jakieś "ale".
A co z umarłymi? Dla. Nich. Śmierć. Każda. Jest. Idealna.
Jesteśmy dziś bardziej cisi, spokojniejsi. Cały dzień załatwiamy sprawunki, które zwyczajowo robi się po zgonie w rodzinie. Chodzimy po mieście i szukamy zwykłego czarnego swetra. Nie ma swetra, mama może zmarznąć na pogrzebie. Jeździmy samochodem z miejsca na miejsce.
Kupujemy jedzenie na jutro. Kupujemy fastfoody, bo nie ma dziś obiadu. Wracamy. Martwię się o nerwowy tik w lewym oku. Jedziemy rozwieźć klepsydry i do banku. Przepychają nam komin.
Wchodzimy do kostnicy. Maryjka na ołtarzu wcale na nas nie patrzy. Zapalamy świece, układamy kwiaty, rozkładamy koce na ławkach. Na Maryjkę nikt nie spogląda, mijamy ją tylko chodząc dookoła, by się rozgrzać. Przychodzą ludzie, oglądają pięknie ubrane i umalowane ciało w pięknej trumnie. My także patrzymy i nie widzimy do końca tej znanej nam zawsze osoby. Jeszcze wymawiamy sobie, że to ktoś inny, tak jest łatwiej.
Siadamy do ławek, już czas. Maryjka patrzy z oburzeniem, jakby pytała: "Czemu mi przeszkadzacie?"
Odmawiamy powinności.
Pierwsza dziesiątka zdrowasiek - jej mina trochę złagodniała.
Druga dziesiątka zdrowasiek - jednak nadal jest trochę zła i obrażona.
Trzecia dziesiątka zdrowasiek - ktoś się pomylił i pokazała urażoną minę.
Czwarta dziesiątka zdrowasiek - zdaje się znowu łagodnieć.
Piąta dziesiątka zdrowasiek - patrzy z politowaniem.
Inne powinności.
Mówimy "Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i całego świata", a Maryjka się zastanawia nad tym co słyszy.
Końcowe śpiewy - Maryjka trochę przebłagana.
Gaszę świeczki, składam koce, słucham jak świeżo przybyli komentują ciało, ubranie, trumnę. Czekam, aż wyjdą. Gaszę światła, unikam kontaktu z trumną. Ostatni raz patrzę na Maryjkę, zdaje się być spokojna, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Zamykam drzwi na klucz.
Wracamy do domu. Oglądamy film, zamykamy się w swoich pokojach.
Wtedy pękam. Wtedy płaczę. Wtedy piszę te słowa, bo chcę się wygadać. Publikuję post od razu po napisaniu, potem mogę nie mieć odwagi. Bo choć nie chcę zwracać zbytnio na siebie uwagii, nie chcę też udawać, że wszystko jest Ok i nie potrzebuję wsparcia.
Śmierć w lutym jest zimna i nieprzyjemna. Ciężko jest tylko żyjącym, martwym jest łatwiej.