poniedziałek, 1 grudnia 2014

Echo ciąż się roznosi - część druga ; 29 czerwca poniedziałek

Część pierwsza ---> http://bubuchxoxo.blogspot.com/2014/11/gdy-ucichnie-krzyk-czesc-pierwsza-11.html


CAROLINE
Przypomniał mi się dźwięk starego telewizora moich rodziców. Czasem jak byłam mała, potrafił on w pewnym momencie zacząć głośno piszczeć i wcale nie chciał przestać. Ta nie moc w ucieszeniu tej durnej rzeczy, która cię irytowała i nie pozwalała wcale się skupić na wyświetlanym obrazie, tylko potęgowała ból głowy. Czułam się jakby ktoś rozłupał mi czaszkę, wyciągnął mózg, usmażył go sobie na smalcu i wsadził z powrotem dołączając do oferty ten okropny, nieprzerwany pisk.
Otwierając oczy, czułam jakbym wyrywała sobie wszystkie rzęsy. Mój wzrok bardzo powoli się wyostrzał, a kiedy udało mi się przebić się przez mglę, zdołałam tylko krzyknąć. Zobaczyłam krew. Litry krwi. Wszędzie.
Bardzo dokładnie przyglądałam się własnym dłoniom. Były jakieś inne, jakby wszystko we mnie było powykrzywiane w inną stronę, a każdemu ruchowi towarzyszyło pstryknięcie, lub dźwięk pękania.
Mój żołądek wywrócił się do góry nogami. Odwróciłam szybko głowę na bok, by nie zakrztusić się własnymi wymiocinami. Z przerażeniem patrzyłam na to co wydobywało się z moich ust. Kolejne litry coraz to jaśniejszej krwi.
Wiedziałam, że to źle. Ta ciemniejsza krew była ta krwią bez tlenu, która dopiero wędrowała do serca, by wypłynąć natleniona, jaśniejsza i dostarczyć wszystko do mięśni. Doskonale pamiętałam z lekcji biologii, że im leci krew jaśniejsza to gorzej. Chyba dobrze zapamiętałam.
Bardzo powoli podniosłam się na nogi, już nie bolało mnie aż ta bardzo. kulejąc doszłam do domu. Nie miałam pojęcia co się stało. Ostatnio co pamiętałam, to samochód jadący wprost na mnie, a potem pustka. Nic więcej.
Znalazłam klucz, jak zwykle znajdujący się pod doniczką na parapecie. Dom był pusty na szczęście. Otworzyłam drzwi i poczłapałam do łazienki. Nic już mnie nie bolało, nawet pisk ustąpił.
Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Ubranie było zniszczone, wszystko lepiło się od krwi. Cała twarz była zamazana, że nie mogłam nawet rozróżnić jej rysów. Rozkręciłam kran i mokrym ręcznikiem, zaczęłam czyścić twarz. Od gorąca zaparowało lustro , zdziwiłam się, ponieważ wcale nie rozkręciłam tak bardzo gorącej wody, woda przysłoniła mi własne odbicie.
Umyłam się do końca, a rzeczy wrzuciłam do czarnego plastikowego worka. Założyłam jeszcze  na siebie coś luźnego, wciąż starając się zrozumieć co się stało, jakąś chwilę temu. Z tego co już zdążyłam zauważyć, to zostałam potrącona. Musiała zostać skaleczona górna brew czy coś i dlatego było tyle krwi na mojej twarzy i ubraniach. Obawiałam się krwotoku wewnętrznego, przez to czym wymiotowałam.
Wyszłam na zewnątrz by wyrzucić do kontenera zniszczone ubranie. Zobaczyłam, że na podwórku stał siedmioletni brat Iana, który był niemową. Pomachałam mu z oddali jak zawsze, a on tylko na mnie patrzył z szeroko otwartymi oczyma. Zdziwiona weszłam do domu i chwyciłam za telefon w przedpokoju. zdążyłam tylko wykręcić ten dobrze znany numer, usłyszałam : "Pogotowie Ratunkowe, słucham...". Ale słuchawka wypadła mi z drżących rąk.
Lustro w przed pokoju wisiało tam od kilku lat, jeszcze zawiesił je mój tata, kiedy żył. Zawsze przydawało się kiedy przed wyjście chciało się jeszcze przejrzeć szybko i sprawdzić, czy wszystko dobrze leży.
Teraz spojrzałam w swoje odbicie.
 Twarz była cała w krwistych czerwonych symbolach, których nie potrafiłam rozszyfrować. Dziwne spirale i znaki oplatały moje policzki, czoło, brodę, nawet nos. Ale najbardziej przeraziły mnie oczy, nie były już zielone, tylko czerwone, w kolorze krwi.
Zaczęłam krzyczeć.

GABRIEL
Uśmiech wkradł mu się na usta, kiedy usłyszał krzyk swojego dzieła. Dzieciak z naprzeciwka tylko spoglądał ze strachem w oczach na dom, do którego przed chwilą weszła ta dziewczyna.
Chłopczyk spostrzegł także go obserwującego z oddali całe zdarzenie. Tuż za nim stał samochód, w którym jeszcze chodził silnik.
Gabriel wszedł do nich na podwórko, chłopczyk nie okazał ani trochę strachu tyko determinacje. Nic nie zrobił tylko stał i patrzył na poczynania intruza. Najpierw się zdziwił, a potem minął chłopca gdyby nigdy nic, poszedł do szlaucha i rozkręcił wodę. Spokojnie podlewając trawnik po bokach, podszedł do drogi i pogwizdując cicho zaczął spłukiwać krew z ulicy. Kiedy skończył rzucił szlauch na ziemie z wciąż lejącą się wodą i wsiadł do auta. Miał nadzieję, że dźwięk silnika usłyszała nawet Ona.
Wiedział, że to był dobry wybór. Postąpił właściwie, ale tylko w jego mniemaniu.

Część trzecia ---> http://bubuchxoxo.blogspot.com/2015/01/skowyt-czesc-3-30-czerwca.html

2 komentarze:

  1. Opowiadanie fajne, wciąga :) Czekam na więcej ;3
    Co powiesz na wspólną obserwacje.? Daj znać u mnie :P
    Mój blog-klik

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie opowiadanie fajne, moje klimaty. Jedyne co mi nie pasowało, to ta krótka "lekcja biologii". Psuła całe napięcie, bo przecież będąc w takiej sytuacji nikt nie zastanawiałby się co oznacza jaśniejsza krew. Ale może to tylko moje wyobrażenia. Oprócz tego wszystko było spójnie i ciekawie opisane. W czytaniu tak właściwie przeszkadzały mi tylko te imiona, wyjęte z kontekstu.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    http://nadziejakrwawi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dawaj dawaj ;D zmotywuj mnie do pisania dalszych wypocin ;))