Czemu muszę znowu udawać, że nic się nie stało?
Czemu nie mówię prawdy? Prawda jest zbyt… bolesna? Zbyt… przerażająca? W końcu
przez cały czas udaję, cały czas ubieram maskę. Całe życie to jeden wielki
teatr.
Widziałam coś,
czego nie powinnam widzieć? Odwracam się i skręcam w inną stronę.
Usłyszałam u
sąsiada za ścianą coś niepokojącego? Pozgłaszam telewizor.
Zarobiłam coś
strasznego? Skądże, przecież to nie ja.
Mój znajomy jest
chory? Przecież ja go nie znam, nigdy go na oczy nie widziałam.
Kochamy się, lubimy,
chcemy być razem? To tylko kolega z biednej rodziny.
Wystraszy
zamalować wory pod oczami, przećwiczyć mimikę przed lustrem i przykleić
uśmiech. Można ruszać dalej ze swoim zajebistym sztucznym uśmiechem mówiącym : „Spierdalać!”. Więc można przyjąć, że nie pokazuję zębów by było miło, tylko jak pies, warczę.
Wstaje rano,
dzień się powtarza. Potem rok, lata, całe życie. Ciągle w biegu, ciągle udając.
Nie mam wyboru?
Mam wybór, tylko staram się wybierać zawsze mniejsze zło. To, co że jak się
wyda jest o wiele gorzej? To, co że ranię wszystkich wokół, kiedyś przecież mi
wybaczą. Choć nic nie będzie takie jak wcześniej, lecz ja to właśnie wybieram.
Niszczę swoje życie kawałek po kawałku, czekając, aż tych części które odpadły
nie będę mogła więcej złożyć.
Kto ma ochotę proszę niech piszę komentarz. Chętnie dowiem się opinii innych ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dawaj dawaj ;D zmotywuj mnie do pisania dalszych wypocin ;))